nienawidził. - Alex Cahill, wstapił tu mo¿e niedawno... z kims
jeszcze? - Nie w czasie mojej zmiany, ale prosze zapytac w recepcji. Mo¿e ktos go zapamietał. W zasadzie goscie powinni wpisywac sie do ksia¿ki, ale niewiele osób sie do tego stosuje. 319 - My te¿ tego nie zrobilismy - powiedział Nick. Rozległ sie dzwiek dzwonka i nad drzwiami pokoju Conrada Amhursta znowu zapaliło sie swiatełko. - Widze, ¿e to jeden z tych jego dni. - Pielegniarka przeprosiła ich, odwróciwszy sie na piecie, wróciła do pokoju chorego. - Idziemy. - Nick wział Marle pod ramie i pociagnał za soba korytarzem. Sciany były wyło¿one drewnem, a z szerokich okien rozciagał sie widok na zatoke. Mineli kilka du¿ych sal z miekkimi kanapami i fotelami, lampami i stolikami, z których, jak podejrzewał Nick, rzadko korzystano. Osrodek był luksusowy. Elegancki. Ale był to tylko dom opieki. Miejsce, gdzie bogaci ludzie przybywaja, by umrzec. W recepcji Nick sprawdził ksia¿ke odwiedzin. Jesli Alex był tu w ciagu kilku ostatnich dni, nie zawracał sobie głowy ¿adnymi wpisami. - Chodzmy stad - zwrócił sie Nick do Marli. Ochroniarz wypuscił ich przez sterowane elektronicznie szklane drzwi, które zamkneły sie za nimi z cichym trzasnieciem. Nick od razu poczuł sie lepiej. Bo¿e, to miejsce jest wiezieniem, chocby nie wiem jak luksusowo zostało wyposa¿one. Na zewnatrz słony wiatr gnał po niebie kilka białych, strzepiastych chmur. Mewy krzyczały, muskajac w locie lsniace wody zatoki, w powietrzu czuło sie ju¿ nadciagajaca zime. Było zimno. Rzesko. Mroznie. - Conrad zawsze był głupim, starym draniem - powiedział Nick, kiedy szli na parking. - Jest chory. - Nie zachowywał sie lepiej, kiedy był zdrowy, wierz mi. Marla spojrzała na niego, dopiero kiedy dotarli do furgonetki. Troche ju¿ ochłoneła, ale na policzkach ciagle miała ciemne rumience. 320 - Nastepnym razem, kiedy wpadne na swietny pomysł, by odwiedzic moich krewnych bez zaproszenia, zastrzel mnie, dobrze? - powiedziała. - Postaram sie zapamietac. - Nick otworzył drzwiczki i Marla wsuneła sie na siedzenie. Nick usiadł za kierownica i właczył silnik. - On wział cie za kogos innego. - Zauwa¿yłam - odparła Marla ironicznie. - Ale czy mo¿na miec do niego o to pretensje? Nawet ja mam czasami watpliwosci co do tego, kim własciwie jestem. - Zmru¿yła oczy, raził ja blask słonca swiecacego przez przednia szybe. - Nazwał mnie Kylie - dodała, bebniac palcami w oparcie fotela, kiedy Nick wyje¿d¿ał z parkingu. - Kylie - powtórzyła. To imie wydało jej sie znajome. Ale dlaczego? Czy to mogło byc jej imie? Nie... niemo¿liwe. Czy znała kiedys kogos o tym