ale mu go wyrwała. - Daj spokój, kochanie, muszę to obejrzeć.
- Bardzo źle? - dopytywała się Sylwia, podczas gdy Flic objęła Chloe ramionami i przypatrywała się bezsilnie. - Co trzeba zrobić? - To nie tętnice - uspokoił je Matthew, sprawdziwszy drugi nadgarstek. - Na pewno? - Na pewno. Macie apteczkę? - W kuchni - odrzekła Flic. - Przynieś. 181 - Ja pójdę. - Chloe wybiegła zadowolona, że może coś zrobić. Matthew uniósł obie ręce Imogen. - Trzeba je trzymać w górze - wyjaśnił. Przestała walczyć i ta nagła obojętność zmartwiła go jeszcze bardziej niż same rany, zresztą zadane - jak teraz widział - w wyraźnie gwałtowny sposób. - Pomogę ci - Sylwia uklękła przy nim. - Flic, idź, zobacz, czy Chloe... - Proszę, jest. - Chloe weszła do pokoju z pudełkiem w ręku. - Grzeczna dziewczynka - pochwalił ją Matthew. - Sylwio, potrzebuję dwóch sterylnych gazików i jakichś bandaży. Najpierw gaziki. Sylwia próbowała otworzyć pudełko, ale ręce jej się trzęsły. - Ja to zrobię. - Chloe zabrała apteczkę i wyjęła, co trzeba. - Czy nie powinnam najpierw umyć rąk? - Nie, po prostu rozerwij ostrożnie opakowanie i staraj się nie dotykać. Otworzyła pierwszy opatrunek i podała, Matthew zaś przycisnął gazik do nieco głębszej rany na lewym nadgarstku. - Sylwio, możesz to mocno przytrzymać? Zaczekał, aż to zrobi, potem z pomocą Chloe zajął się prawym nadgarstkiem. Kiedy dziewczynka dociskała gazik, zaczął owijać bandażem rękę Imogen. Na dole rozległ się dzwonek. - Dzięki Bogu! - westchnęła Sylwia. - Flic, wpuść ich. Dziewczyna się nie poruszyła. - Flic! – powtórzyłostrzej. Wybiegła z pokoju. 30. Dopiero tuż po dziesiątej następnego dnia Flic udało się dopaść Imogen samą. Odnalazła ją w izolatce na najwyższym piętrze szpitala Royal Free, gdzie przeniesiono ją z pogotowia na dalszą obserwację. Cała rodzina siedziała tam prawie do piątej, ale potem Matthew zorientował się, że Sylwia i Chloe padają z nóg i namówił je do powrotu. Sam został na miejscu razem z Flic, która nie chciała się ruszyć. - Dlaczego wciąż tu jesteś? - spytała go bez szczególnej niechęci, 182 kiedy pili kawę w poczekalni na dwunastym piętrze. - Obiecałem babci, że poczekam, póki ona nie przyjdzie. - Mogę sama tu zostać. Raczej nie jestem ofermą. - To akurat wiem. - Dziękuję - powiedziała cicho.