czmychającego do lasu zająca i wysoko w górze krążącego jastrzębia.
Sięgnęła do kieszeni i dotknęła zestawu kluczy, który kazała dorobić. Były błyszczące i jeszcze chropowate na krawędziach, połączone zgiętym spinaczem. Zastanawiała się, co znajdzie w biurze ojca. Kolejne obciążające go tajemnice? Ze zdenerwowania miała ściśnięty żołądek. Czy w końcu uda jej się odszukać córkę? A może odkryje dowody przekroczenia innych granic etycznych i moralnych? Co z Lydią? Dlaczego gosposia nie chciała jej się zwierzyć? I dlaczego Ross McCallum wyszedł na wolność akurat teraz, kiedy skontaktowano się z nią w sprawie Elizabeth? Była w Bad Luck od ponad tygodnia i miała wrażenie, że cały ten czas miota się bez rezultatu i ugania za upiorami z przeszłości, i wcale nie jest bliżej odnalezienia dziecka niż w dniu, w którym wróciła do miasteczka po raz pierwszy po wielu latach. Wepchnęła klucze do kieszeni i już miała odejść, kiedy nie tyle zobaczyła, ile wyczuła, że ktoś się do niej zbliża, nie od strony rancza, ale z przeciwnego kierunku, gdzie tereny rządowe graniczyły z północnym skrawkiem posiadłości - przed laty często chodził tędy Nevada. Wstała, widząc, że idzie do niej szybko i energicznie, smukły, w dżinsach. Jej niemądre serce bardzo się ucieszyło i po raz kolejny powiedziała sobie, że należy do najgorszego gatunku idiotek - inteligentnych kobiet, które świadomie zakochują się w nieodpowiednich dla siebie mężczyznach. - Szukałem cię - powiedział, stając przy niej. Bruzdy wokół jego ust wydawały się głębsze niż zwykle, a dolną część twarzy pokrywał ciemny zarost. Widziała, jak pulsuje mięsień w okolicach jego skroni. Nevada wyglądał, jakby chętnie gołymi rękami zadusił niedźwiedzia grizzly. - Na piechotę? - Zostawiłem wóz kawałek drogi stąd - odparł, pokazując podbródkiem na pomoc; przed laty zaparkował swoje auto w tej samej okolicy. - Pomyślałeś, że będę tutaj? - Nie. Sądziłem, że będziesz w domu sędziego albo że jeździsz po miasteczku i sprawdzasz tropy prowadzące do twojej córki, albo że wypuściłaś się na wycieczkę za miasto, ale w końcu pogubiłem się w domysłach, więc zaryzykowałem i przyjechałem tutaj. - Boczną drogą. - Nie chciałem ryzykować, bo sędzia mógł być na ranczu i potraktowałby mnie niemile. - Chwycił ją za ramiona silnymi, gniewnymi dłońmi i mocno do siebie przycisnął. - Kiedy zadzwoniłem do domu, Lydia powiedziała, że wyjechałaś bardzo przygnębiona, że musiałaś się stamtąd wyrwać, i wtedy przypomniałem sobie, że dawniej ilekroć miałaś problem do rozwiązania, szłaś popływać albo urządzałaś sobie konną przejażdżkę. Ponieważ nie było cię w domu, doszedłem do wniosku, że pojechałaś na ranczo, żeby trochę pojeździć. - Przyglądał się jej badawczo. - A jeśli jechałaś wzgórzami, to istniała możliwość, że znajdziesz się tutaj. Po prostu miałem szczęście. - Oparł się czołem o jej czoło i stopniowo opadało z niego napięcie. - Do diabła, Shelby, miałem nadzieję, że cię tutaj znajdę. - Czyżby? - Jej nastrój również się poprawiał, gdy patrzyła w jego szare oczy, w źrenice, z których jedna była 151 trochę większa od drugiej na skutek rany zadanej nożem przez Rossa McCalluma. - Jakiś specjalny powód? - Z jakiejś niepojętej dla siebie przyczyny nie mogła przestać się z nim droczyć. - Nie prowokuj mnie. - Gdzieżbym śmiała. - Akurat. - Jego palce znowu zacisnęły się mocniej na ramionach Shelby; z suchej ziemi biło teksańskie ciepło. - Nie przegapisz żadnej sposobności. - Jezu, Nevada, nie męczy cię to wieczne demonstrowanie swojego „ja”? - Znowu zaczynasz - ostrzegł ją. - Przepraszam. - Uniosła brew i usiłowała nie reagować na ciepło jego ciała, na pożądanie w jego oczach. - Po prostu nie mogę się powstrzymać. - Ja też nie - przyznał i wpił się w jej wargi tak szybko, że nie zdążyła złapać oddechu. Jego zarost drażnił jej skórę, a język napierał na jej zęby. Obejmował ją, a ona otwierała się przed nim, jak zawsze. Nevada był w jej krwi. Teraz i zawsze. Przeklinała, a jednocześnie błogosławiła ten fakt. Zamykając oczy, całowała go z taką samą dziką energią, jak w czasach, gdy była nastolatką. Głodna jego ciała, czuła, że pod jego ciężarem opada na dywan z dzikich kwiatów i suchej trawy. Przesuwała palce po jego rękach do góry, dotykała wyraźnie zarysowanych, twardych mięśni. Skóra Nevady napinała się na muskularnym ciele. Jęknął, kiedy Shelby ściągnęła z niego koszulkę. Podniósł głowę, a ona całowała jego piersi, wodząc rękami po plecach. Polizała ukryty w gąszczu sprężystych