- Ale...
-Żadnych więcej wyjaśnień i żadnych tłumaczeń. Poniesiesz konsekwencje swojego postępowania i wyjdziesz za lorda Althorpe, jeśli do tej pory nie uciekł z kraju. - Nigdy niczego nie zrobiłeś dla zabawy? - Zabawa jest dla dzieci. Ty skończyłaś dwadzieścia lat. Czas, żebyś wydoroślała. Poza tym kto inny chciałby cię za żonę? Wymaszerował z pokoju i ruszył do gabinetu, gdzie miał poczekać na markiza. Zamierzał pozbyć się kłopotliwej córki, oddając ją w ręce znanego hulaki. Victoria z westchnieniem znowu wyciągnęła się na sofce. Oczywiście posunęła się za daleko, ale sądziła, że uda się jej odwieść ojca od niedorzecznego pomysłu. - Nie wyjdę za mąż! - wrzasnęła do sufitu. Nie doczekała się odpowiedzi. Tym razem rodzice wymyślili dla niej najgorszą karę. Za rok, po osiągnięciu pełnoletności, mogłaby podróżować i wspomagać swoimi pieniędzmi wszelkie sprawy, które uznałaby za słuszne. Po ślubie jej posag dostanie Sinclair Grafton i bez wątpienia przepuści go przy stolikach karcianych. Był przystojny, owszem, i przyprawiał ją o szybsze bicie serca, ale to nie powód, żeby za niego wychodzić. Nie wiedziała o nim nic, znała tylko jego fatalną reputację. Rodzice z pewnością nie pragnęli dla niej takiego męża. Z rozpaczą uderzyła pięściami w miękkie poduszki. Jedyna nadzieja w tym, że perspektywa małżeństwa przeraziła markiza tak samo jak ją. Może już wyjechał do Europy albo w nieznane. Zamknęła oczy i nagle przyłapała się na tym, że powoli wodzi palcem po wargach. Zaklęła cicho i zerwała się na równe nogi. Nie poślubia się mężczyzny tylko dlatego, że umie całować. Wychodzi się za mąż, bo wybranek jest mądry, dobry, wyrozumiały i nie oczekuje, że żona będzie tylko haftować i urządzać proszone herbatki. Ona nie należała do takich kobiet. Sinclair wysiadł z faetonu i wszedł po marmurowych schodach do Fontaine House. Długo się zastanawiał, czy złożyć wizytę lordowi Stivetonowi, ale w końcu doszedł do wniosku, że Sin Grafton, którego wszyscy znali, zjawiłby się z jakimś wyjaśnieniem, dlaczego małżeństwo nie może dojść do skutku. O ile się orientował, hrabia, choć nudny i sztywny, nie był głupcem. Gdyby odzyskał rozsądek, oszczędziłby Sinclairowi poważnego kłopotu. Zeszłego wieczoru posunął się za daleko. Lady Victoria Fontaine mogła coś wiedzieć o udziale Marleya w morderstwie, lecz nie zdążył jej wybadać, bo pożerał ją wzrokiem i cieszył się w duchu, że ukradł ją adoratorowi, a właściwie adoratorom. Gdyby równie nieroztropnie zachowywał się we Francji, nie przeżyłby tyłu lat. Niestety jego reputacja była dużo bardziej opłakana